Mówisz w moim języku? Nie idę z tobą do łożka!
O nierozerwalnym związku języka i kultury wiemy wszyscy doskonale. I to nie tylko dlatego, że każdy z nas uczęszczał na lekcje języka polskiego – które, swoją drogą, w naszym systemie edukacji powinny chyba raczej nazywać się „Literatura i kultura polska”. Ale to nie na wzniosłe oblicze języka chciałem dziś zwrócić uwagę, bo to artystyczno-historyczno-tożsamościowe znaczenie ludzkich lektów* jest tyleż oczywiste, co nudne (“Słowacki wielkim poetą był…”). Chodzi mi raczej o to, jak język kształtuje naszą rzeczywistość na co dzień: o relacje między słowami a nami, którzy je wypowiadamy i którzy ich słuchamy. Dział lingwistyki badający te zależności nazywamy pragmatyką. Niech za dowód jej kluczowego znaczenia dla ludzkiej komunikacji posłuży następujący dialog:
― Jaka jest pana największa wada?
― Rozumiem znaczenie pytań, ale ignoruję pragmatykę.
― Byłby pan łaskaw podać przykład?
― Tak, byłbym. (cisza)
Językoznawcę-pragmatyka interesują odpowiedzi na pytania, które rzadko sobie zadajemy. Dlaczego pożegnalne „do zobaczenia” jest bardziej poufałe niż „do widzenia”? Ile różnych poziomów szacunku można wyrazić, używając słowa „pan” („Przyjdź, o Panie!”; „Proszę podejść, panie Kowalski”; „Panie Waldku, niechże pan podejdzie”; „Chodź pan tu!”…)? Czym od innych wypowiedzeń różnią się te, które nie tylko opisują rzeczywistość, ale tworzą nowy stan rzeczy („Nadaję ci imię Piotr”; „Ogłaszam was mężem i żoną”…)?
Jeżeli po tym wstępie wydaje Wam się, że kwestie pragmatyki językowej ograniczają się do savoir-vivre’u, kindersztuby i ceremonialnych formułek, poniższe przykłady językowo-kulturowych niezwykłości powinny zmienić Wasze zdanie.
Wiele języków aborygeńskich i autronezyjskich posiada specjalne odmiany, które muszą być używane w obecności (lub przy mówieniu o) niektórych krewnych. Nazywa się je językami teściowej, bo właśnie relacje między powinowatymi (zięć-teściowa, synowa-teść itd.) często obłożone są takim tabu. I tak np. australijskie plemię Dyirbal używa dwóch odmian języka: zwykłego, nazywanego Gawul, i języka teściowej – Dyalŋuy. Mają one właściwie tę samą fonologię i gramatykę, różnią się natomiast kompletnie słownictwem, przy czym Dyalŋuy ma cztery razy mniejszy zasób słów niż Guwal. Dyirbal jest też znany z tego, że dzieli rzeczowniki na cztery klasy, z czego klasa II obejmuje bardzo ciekawy ich zestaw, mianowicie te związane znaczeniowo z kobietami, wodą, ogniem, przemocą i niebezpiecznymi zwierzętami. Przypadek?
Innym przykładem tabu językowego jest zakaz używania imion zmarłych. Na przykład w Japonii zmarły cesarz (i era jego panowania) wspominana jest z użyciem specjalnego, pośmiertnego imienia – i tak np. cesarz Hirohito znany jest jako cesarz Shōwa. W pewnych społecznościach tego typu tabu może sprawiać problem. Gdy imię zmarłego jest tożsame (bądź bardzo podobne) do innego słowa, zakaz jego używania może skutkować… rezygnacją z dotychczas używanego wyrazu pospolitego, i to w skali całej społeczności! Wyobraźcie sobie, że po śmierci Waszej sąsiadki, pani Róży, nagle całe osiedle musi zacząć nazywać róże kompletnie inną nazwą, żeby nie urazić pamięci zmarłej. Zresztą, co tam róża! Znany jest przypadek, że po śmierci mężczyzny o imieniu Bitjingu członkowie australijskiego plemienia Yolngu porzucili podobnie brzmiące słowo bithiwul, oznaczające… ‘nic, żaden’.
Pamiętacie poprzedni post o językach sztucznych? Okazuje się, że conlangi nie są tylko wymysłem współczesnych pasjonatów. Plemię Lardil – też z Australii! – znane jest z używania sztucznego, ceremonialnego języka Damin. Chłopcy uczą się go w ramach rytuału przejścia, aby stać się mężczyznami. Damin ma skrajnie ubogie słownictwo (np. tylko dwa zaimki: ‘ja’ i ‘nie-ja’!) oraz egzotyczny zestaw dźwięków obejmujący tzw. mlaski, znane poza tym tylko z pewnych języków afrykańskich (np. z grupy Khoisan: www.youtube.com/watch?v=W6WO5XabD-s). Niestety, tradycyjne ceremonie plemienia Lardil odchodzą w zapomnienie, a wraz z nimi Damin…
Wreszcie przykład tytułowy, którego dostarczają praktyki plemion Tucano z Amazonii. Panuje wśród nich egzogamia językowa, czyli zakaz zawierania małżeństw pomiędzy osobami, które mówią tym samym językiem! Efekt jest taki, że społeczności Tucano są skrajnie wielojęzyczne. W tej samej wiosce mężczyźni mówią swoim językiem, a kobiety – pochodzące z różnych sąsiednich, innojęzycznych społeczności – swoimi. Uznaje się przy tym formalnie, że rodzimym językiem dziecka jest język ojca. Oczywiście, jak można się spodziewać, Tucano na co dzień posługują się wszystkimi tymi językami na raz. Zapytani, ile ich znają, zazwyczaj muszą je sobie powoli policzyć, bo nie są w stanie odpowiedzieć z miejsca… Co ciekawe, wszystkie te języki, choć są dość blisko spokrewnione, nie „zmieszały się” dotąd ze sobą ze względu na ich ważną kulturową rolę w kojarzeniu małżeństw.
Na koniec jedna nieco smutna refleksja. Pomyślcie, ile różnorodności tracimy, gdy ginie język. Jak wiele z kulturowego dziedzictwa przepada, gdy ostatni jego użytkownicy umierają bądź porzucają go na rzecz popularniejszych języków. Myślicie, że to dzieje się rzadko? Jeden język ginie raz na dwa tygodnie. W tym tempie do końca wieku przepadnie połowa z około 7000, którymi się posługujemy…
Zacząć dowiadywać się o tym, jak temu zapobiegać, możecie np. na stronie nowo utworzonego Centre for Research and Practice in Cultural Continuity na Uniwersytecie Warszawskim: www.revitalization.al.uw.edu.pl.
[Przypis końcowy:]
* ‘lekt’ jest bardzo bezpiecznym określeniem, które pozwala unikać dyskusji o tym, co jest językiem, co dialektem, co gwarą, co etnolektem itd.