Z angielskim stykamy się na co dzień, czy tego chcemy, czy nie. Uczymy się go w szkole, na kursach i korepetycjach. Co roku ponad 90% abiturientów zdaje maturę właśnie z tego języka. Umiejętność posługiwania się angielszczyzną jest współcześnie niemal oczywistością. W rezultacie rzadko zdajemy sobie sprawę, jak egzotyczny jest to język.
Serio. Angielski jest dziwaczny.
Weźmy na przykład ulubione przez zaczynających swoją przygodę z angielszczyzną spółgłoski /θ/ i /ð/, zapisywane za pomocą th w wyrazach thing i this. Myślicie, że tylko wam ta parka sprawia(ła) problem? Dźwięki te – fachowo nazywane szczelinowymi międzyzębowymi – są bardzo rzadkie wśród języków świata. Owszem, w Europie można je usłyszeć z ust Greków, Albańczyków, wielu Hiszpanów oraz użytkowników kilku mniej popularnych narzeczy (jak walijski, elfdalski czy maryjski…), ale to by było na tyle. Gdzie indziej na świecie jest niewiele lepiej. To nie my mamy problemy z wymową th, to Anglicy niepotrzebnie kurczowo się jej trzymają! Tacy Niemcy na przykład pozbyli się szczelinowych międzyzębowych setki lat temu – stąd angielsko-niemieckie pary typu they – die, three – drei, thanks – danke itd. Można? Można!
Jeszcze ciekawsze kwiatki mamy w gramatyce. Pamiętacie swoje pierwsze lekcje angielskiego? Pierwsze przeczenia, nieśmiałe pytania, odpowiedzi „tak” i „nie”? I don’t like bananas. Do you speak English? Yes, I do. No, I don’t. Po latach używanie do wydaje się oczywistością. Zastanawialiście, które inne języki używają czasownika „robić” do stawiania pytań i przeczeń? Na pewno wśród tych 7000 jest wiele takich, prawda? Otóż nie. Nie ma. Jest angielski… i współczesne języki celtyckie (irlandzki, walijski, bretoński i ze trzy mniejsze), którymi łącznie mówi może 1,5 miliona ludzi. To od nich zresztą angielski nauczył się wtykać do, does i did tam, gdzie (z perspektywy reszty świata) nie trzeba.
A propos does: to nieszczęsne -s w trzeciej osobie liczy pojedynczej! I walk, we walk, you walk, they walk, tylko he, she, it jak na złość walkS. OK, powiecie, ot, taka ciekawostka. Na pewno jest jeszcze jakiś język, który… Nie. Nie ma. Normalne języki w trzeciej osobie mają możliwie najprostszą formę czasownika. Ale przekorny angielski musi nam tym -s utrudniać życie.
Wreszcie ortografia. Aż szkoda gadać. Przez to, że angielski jest zazwyczaj pierwszym językiem obcym, z którym się stykamy, przy nauce kolejnych języków też spodziewamy się, że nowo poznawane słowa będą miały nieprzewidywalną wymowę. A tu niespodzianka! Zdecydowana większość języków zapisywana jest wewnętrznie spójnym systemem pisma. Nawet jeśli reguł jest dość dużo (vide francuski), to mają one niewiele wyjątków. W angielskiej ortografii pojęcie „reguły” i „wyjątku” ma niewiele sensu… ale to temat na zupełnie inny wpis.
Jaki z tego wszystkiego morał? Podwójny. Po pierwsze, to, że jakiś język jest bardziej popularny od innego nie wynika z jego „prostoty”, „logiki” i „przejrzystości”. Wszystkie naturalne języki mają swoje dziwactwa, my z kolei mamy swoje sympatie i uprzedzenia, według których je postrzegamy.
Po drugie, bądźcie z siebie dumni – nauka języka angielskiego to prawdziwe wyzwanie, a wy się z nim mierzycie!
(Jeśli chcecie poczytać więcej na temat angielskich dziwactw, polecamy artykuł profesora Johna McWhortera “English is not normal”, który znajdziecie tutaj: aeon.co/essays/why-is-english-so-weirdly-different-from-other-languages)