Wiecie, co mnie najbardziej denerwowało w czasie nauki języka obcego w szkole? “Słówka”. Wypisywanie nowych “słówek”. Odpytywanie ze “słówek”. Kartkówki ze “słówek”. Najczęściej pod tym pojęciem kryła się lista mniej lub bardziej powiązanych tematycznie wyrazów, pojawiających się w nowo poznawanym tekście czy rozdziale podręcznika. Lista, którą najczęściej trzeba było po prostu wkuć.
Oczywiście, poznawanie leksyki jest fundamentem nauki języka obcego. Problem w tym, że zapamiętywanie suchych zestawów słów i ich znaczeń jest zazwyczaj śmiertelnie nudne i najczęściej mało efektywne. Istnieje wiele sztuczek mnemotechnicznych, które m ają nam w tym pomagać. Często opierają się one na zasadzie skojarzeń. Autentyczny przykład z czeluści Internetu: angielskie torment (‘męka, udręka, męczarnia…’) rozłożone na polskie tor i męt (w znaczeniu osoby z marginesu społecznego). Skojarzenie: obok torów kolejowych leży udręczony męt i wije się w męczarniach…
Dla niektórych taka metoda może okazać się świetna, w moim przypadku najlepiej jednak sprawdza się coś innego: poznanie etymologii nowego słowa. Wystarczy troszkę poszperać, aby dowiedzieć się, że słowo torment ma ten sam rdzeń, co swojska polska tortura (ang. torture), a końcówkę -ment znajdziemy w dziesiątkach innych słów pochodzenia łacińskiego, jak instrument, element, ornament, fragment… Co więcej, okazuje się, że torment i torture są też spokrewnione ze słowami distortion ‘wypaczenie’, tortuous ‘kręty’ i torch ‘pochodnia’, a także z polskim tortem.
Tak jak w przypadku skojarzeń, im dziwniejsza etymologia słowa, tym lepiej zapada w pamięć. Poniżej parę mniej lub bardziej zaskakujących przykładów:
Angielski i polski bus jest skrótem łacińskiego słowa omnibus, co znaczy ‘dla wszystkich’ ‒ w domyśle, ‘pojazd dla wszystkich’, a dokładniej publiczny wielopasażerski powóz konny, który upowszechnił się we Francji w pierwszej połowie XIX w. Przy czym rdzeń wyrazu omnibus to omn-, a -ibus to tylko jego końcówka. Z używaniem słowa bus jest zatem mniej więcej tak, jakbyśmy nazwę przejście dla pieszych skrócili do ych, albo drogę dla rowerów zastąpili skrótem ów!
Angielskie quorum (czyli polskie kworum) po łacinie oznacza dosłownie ‘których’, jak w wyrażeniu quorum praesentia sufficit ‒ ‘których obecność wystarcza’. Skrócenie tego lub podobnego urzędowego zwrotu dało początek współcześnie używanemu słowu.
Znany doskonale miłośnikom gier RPG czy FPS wyraz item (‘przedmiot’) oryginalnie w łacinie znaczył… ‘również, tak samo’. Używano go do wprowadzania kolejnych pozycji na listach i wykazach. W takim znaczeniu właśnie można znaleźć to słowo w zwrotce 3, 5, 6 i 8 znanego “Wiersza, w którym autor grzecznie, ale stanowczo uprasza liczne zastępy bliźnich, aby go w dupę pocałowali” Juliana Tuwima.
Zarówno w polskim, jak i angielskim występują złożenia typu pracoholik (workaholic) czy zakupoholik (shoppaholic), urobione na wzór alkoholika (alcoholic). Tyle że ekstrahowanie z tego ostatniego końcówki -holik jest z etymologicznego punktu widzenia zupełnym nieporozumieniem. Alkohol pochodzi najpewniej od arabskiego al-kuḥl oznaczającego kosmetyk do makijażu oczu zawierający proszek antymonu. W ciągu wieków słowo to rozszerzyło znaczenie na różne inne wytwory (al)chemiczne, w tym produkty destylacji.
I w końcu wisienka na torcie: pożegnanie goodbye. Jeszcze w XIV w. miało formę God be with ye, czyli to samo, co polskie z Bogiem, francuskie adieu czy hiszpańskie adiós. Po drodze ku współczesności w skutek częstości użycia wyrażenie to skracano na różne sposoby (God be wy you, God buoye, God b’uy, God buy…). Można więc powiedzieć, że bye wyewoluowało w podobny sposób, co internetowe CUL8R (czyli see you later)!
Jeśli macie ochotę zabawić się w taką językową archeologię i odkrywać kolejne dziwaczne źródłosłowy, zajrzyjcie na stronę www.etymonline.com. Miłego etymologizowania ‒ i zapamiętywania nowych słów przy okazji!